WYJŚĆ Z TUNELU

april„Zrozumienie życia nie jest pocieszające, ale przeciwnie, przerażające. Oznacza utratę punktów odniesienia, które dotąd były oparciem: dobro i zło, prawda i fałsz, sprawiedliwość i niesprawiedliwość. Kiedy życie było tajemnicą, czyli poszukiwaniem, owe punkty odniesienia stanowiły pewniki pozwalające bez wahania obrać drogę, wyrazić określone sądy. Ale kiedy zdajesz sobie sprawę, że dobro i zło są punktami widzenia, podobnie jak prawda i fałsz, sprawiedliwość i niesprawiedliwość, każda droga wydaje ci się niepewna, a każdy sąd arbitralny. Jedyną pewnością są twoje wątpliwości i samotność. Nie chciałabym wyjść z tunelu tylko po to, by znaleźć się w innym tunelu, dłuższym i ciemniejszym.” *

Jest w tym naprawdę wiele optymizmu – posiłkując się fragmentem znakomitego tekstu Oriany Fallaci, decyduję się znów napisać, choć jej słowa utwierdzają tylko w przekonaniu, że pisać nie każdy powinien. Jeśli nie potrafi się tego robić równie dobrze. Nie każdy w drobnym akapicie zdoła przedstawić równie prosto i klarownie jak włoska dziennikarka krążące mętnie myśli, by nabrały wartości dla innych (zakładając, że w ogóle mają jakiś sens wart przekazania). Czytanie dobrych książek powinno raczej skutecznie ustrzec przed pokusą publikowania własnych tekstów. Zdrowemu rozsądkowi mówimy jednak „Akuku!” – wszak to era blogera. Czytaj dalej

BO JA CHCIAŁBYM ZOBACZYĆ DIABŁA

 

 

 

  • […] No, to tehaz, mamo, niespodzianka. Pomalujemy jajka.

  • Jakie jajka?

  • Jajka. Na Gwiazdkę. Mama nie pamięta, że się maluje jajka na Gwiazdkę? Dobhy jestem, że mamie przypomniałem, phawda?

  • Muki, nie maluje się jajek na Gwiazdkę, bardzo mi przykro.

  • Niech mamie nie będzie przyhro, pomalujemy, niech mama się nie mahtwi. O, mama słyszy, ktoś dzwoni!

  • Idź otwórz Muki, nie mogę odejść od tej patelni.

Czytaj dalej

SKŁUTEMU, STRUTEMU SŁOWAMI

 

Mieszkanie Juliana Tuwima nie posiada szczególnych cech godnych uwagi. Jest zaciszne, wygodne, solidne. Koloryt szary, meble czarne. Nad biurkiem stary obraz przedstawiający św. Cecylię. Jaskrawymi barwami chwyta za oczy brawurowy afisz Gronowskiego, reklamujący „To-To”.

 

Jest jednak w gabinecie poety rzecz wagi pierwszorzędnej: książki. Są to przepyszne kurioza bibliograficzne, zbierane z nie lada smakiem i znawstwem, z budzącą podziw konsekwencją. Gdybyśmy te foliały zdołali zakląć w płyny zamknięte w krystalicznych flakonach, powstałby znany wiersz poety p. n. W Barwistanie.

 

Taki jest styl tych książek: balsamy serafickie, tynktury czarnoksięskie, esencje alchemickie, barwione jadowicie, kropelką żyłkowane, w ciemności iskrą grają, wybłyski w nich łyskają i wrą trucizną zła. Są tam dzieła poświęcone historii zapachów, trucizn, środków podniecających, astrologii, alchemii, demonologii – słowem, przedziwny księgozbiór Tuwima zawiera wszystko to, co ekscytuje wyobraźnię, zaostrza grozę, otwiera perspektywy na nieodgadniony labirynt wszechświata, którego potężny strzaskany kadłub utonął w ludzkiej wyobraźni. Czytaj dalej

Julia Child, Alex Prud’homme MOJE ŻYCIE WE FRANCJI

Julia Child przez lata przekonywała Amerykanów, że jedzenie jest sztuką i jako taka zasługuje na celebrację – zarówno na etapie przygotowań jak i konsumpcji. W latach sześćdziesiątych, gdy w Stanach Zjednoczonych na każdym kroku panoszyły się już dania błyskawiczne w proszku lub tubce, zgodnie z oczekiwaniem klientów gotowe do podania w kilka minut, zachęcanie obywateli (a przede wszystkim obywatelek) do spędzania w kuchni wielu godzin na pichceniu francuskiej uczty graniczyło z lekkim obłędem. A jednak Julia nie tylko postawiła na swoim wydając obszerną księgę kucharską (a potem kolejne, i kolejne), miast prostej broszurki zalecanej przez wydawców, ale też w krótkim czasie podbiła serca rodaków swoją osobowością w kulinarnym programie telewizyjnym, zapoczątkowując tym samym epokę gotowania na ekranie. Ale to było dawno temu, w Ameryce. Czytaj dalej