Nie każdy morderca to psychopatyczna maszyna do zabijania. Nie każda krwawa zbrodnia stanowi element chorej gry patologicznego sadysty. Nie każde śledztwo jest personalnym pojedynkiem dobrego szeryfa z geniuszem zła.
W rzeczywistości większość przestępstw popełnianych jest przez pospolitych sprawców targanych powszechnymi namiętnościami jak miłość, zazdrość, chciwość, zemsta, zawiść, gniew czy strach. I choć to właśnie ta mniej widowiskowa i nie tak medialna „amatorszczyzna” wnosi do statystyk policyjnych przytłaczająco krwawe żniwo, to we współczesnej kulturze masowej śmierć sama w sobie nie stanowi już sensacji i bez odpowiednio spreparowanej otoczki – najlepiej wyrafinowanej i wyrazistej – nie zapewnia słupków sprzedaży.
Z pewnością trudniej jest stworzyć zaskakującą intrygę kryminalną i wywołać w czytelniku napięcie, nie epatując przy tym bestialstwem i zwyrodniałymi praktykami wszelkiej maści dewiantów, lecz nadal rodzą się śmiałkowie gotowi na takie wyzwania. Detektywistyczna powieść Maureen Jennings, „Pod Gwiazdami Smoka”, zapewnia porcję porządnej prozy społeczno-obyczajowej, gdzie zagadka śmierci i policyjne śledztwo stanowią zaledwie pomysłowe spoiwo dla bardzo wszechstronnie i solidnie obudowanej historii ludzkich dramatów i zmagań z losem.
Drugi tom z serii z detektywem Williamem Murdochem, wytrwałym tropicielem prawdy, kolejny raz przenosi nas do XIX-wiecznego Toronto. Samo miasto, z jego mieszkańcami i pieczołowicie wystylizowaną wiktoriańską atmosferą, odgrywa i tym razem niemałą rolę w powieści. Autorka oprowadza czytelnika jego ulicami i pozwala zajrzeć ciekawskim za ciężkie zasłony skrywające zamożne salony, jak i oblepione brudem i muchami szyby w zaułkach biedoty. Surowe podziały klasowe, sztywne konwenanse, etykieta – to one nadają ton i tempo fabule. U Jennings dostatek uprzywilejowanych stanowi jednak jedynie element kontrastowy dla pełniejszego ukazania mniej malowniczego wizerunku epoki: z brakiem podstawowej higieny, pracą małych dzieci, głodem, upodleniem i beznadzieją. W takim świecie nawet śmierć nie zrównuje ludzi, tym bardziej trudno o sprawiedliwość tam, gdzie krzyżują się interesy różnych klas.
Podobają mi się delikatne gry Jennings z literackimi klasykami, które podejmuje w swoich powieściach. Szekspirowskie motto przydające kryminałowi – z założenia stanowiącemu porcję prozy lekkiej i nieskomplikowanej – tony metafizyczne, ciekawie komponuje się ze spirytystyczną i niematerialną częścią ówczesnej kultury i mentalności ludzi. A śmierć nielubianej staruchy, od czasów Dostojewskiego, nie ma w sobie nic z pospolitości.
Przy odtwarzaniu realiów dawnych epok łatwo popaść w teatralność i przysłonić wachlarzem retrorekwizytów nawet najzmyślniejszą intrygę. Maureen Jennings jednak pewnie prowadzi fabułę, ciekawie kreśli sylwetki swoich bohaterów i nie pozwala scenografii odwracać uwagi od istotnych zdarzeń. Sumienny, dociekliwy i spostrzegawczy Murdoch nie dysponuje jeszcze zapleczem naukowym gotowym wyręczać go z myślenia czy wnikliwej obserwacji, dzięki czemu czytelnicy uczestniczą w każdym szczególe dochodzenia, a pisarka może dać upust swojej drobiazgowej wierności detalom. W jej wykonaniu wiktoriański kryminał to bardzo ludzka i wiarygodna opowieść naznaczona odautorską pasją, takim sentymentalnym realizmem.
„Pod Gwiazdami Smoka” zapewnia zajmującą, choć niespieszną, lekturę dla miłośników staromodnych metod śledczych i zawikłanych ludzkich życiorysów.
Maureen Jennings, Pod Gwiazdami Smoka, Oficynka, 2011
***
Książka trafiła do mnie dzięki uprzejmości wydawnictwa Oficynka
Pani Jennings mnie również zauroczyła klimatem swojej powieści. Obraz XIX-wiecznego Toronto jest tak plastyczny i barwny, iż odnoszę wrażenie jakbym bardzo dobrze znała to miasto. A przecież o Kanadzie (nawet współczesnej) wiem niewiele. Polubiłam też detektywa Murdocha w dużej mierze dzięki temu, że nie jest przedstawiany jako super bohater, ale ma też swoje słabostki.
Balbina64,
Właśnie ta przeciętność Murdocha mnie lekko zaskoczyła w pierwszej części. I zaintrygowała. Prócz Skandynawii, gdzie w modzie są zmięci dekadenci nadal, twórcy raczej starają się nadać swoim postaciom jakiś bardzo charakterystyczny rys. W drugim tomie już nie oczekiwałam geniusza czy dziwaka, doceniłam wiarygodność :)
Przez tę okładkę (a właściwie „te okładki”) wciąż mam wrażenie, że Murdoch jest kobietą :) Szczerze przyznam, że troszkę żałuję, bo mogłoby to nadać nieco dreszczyku tej powieści, ale chyba i bez tego sięgnę w końcu po książki Maureen Jennings.
Szczególnie po Twoich recenzjach.
Pozdrawiam :)
Claudette,
Sama stawiałam z początku na kobietę-detektywa. Ale nie. Za to ofiary to kobiety jak na razie. I dużo ich ogólnie się tam kręci w fabule. Osaczają grzecznego detektywa dosłownie ;)
Jeszcze nie znam tego autora, ale z chęcią poznam ;)
Iszkicownik,
Witam serdecznie :)
Autorka dopiero zadebiutowała na naszym rynku ostatniej zimy, więc to taka nowinka w Polsce. Ale wystarczy by któraś ogólnodostępna stacja telewizyjna wyemitowała serial z detektywem Murdochem, to i o książkach zrobi się głośno :)