Joseph Conrad SMUGA CIENIA

Literatura angielska XIX wieku miała dwóch wielkich pisarzy. Jednym był Amerykanin – Henry James, drugim Polak – Joseph Conrad”

To żartobliwie brzmiące stwierdzenie ukuli sami Anglicy, a czego jak czego, ale wybitnych pisarzy na Wyspach Brytyjskich nie brak, więc takie wyróżnienie stanowi niezwykłą nobilitację dla obu panów. Dlaczego więc w Polsce, ojczyźnie Józefa Korzeniowskiego, proza naszego rodaka jest tak mało popularna wśród czytelników, tak rzadko chwalona poza środowiskiem literaturoznawców? Może rację ma Jerzy Illg, który wspomina o przestarzałych, niezadowalających na dzień dzisiejszy polskich tłumaczeniach dzieł pisarza:

W krajach anglosaskich Conrad jest uznawany przede wszystkim za nowatora narracji, kontynuatora eksperymentów Henry’ego Jamesa. A w Polsce funkcjonuje jako moralista, pisze się o etyce Conrada. Może polskie dawne przekłady wyznaczają te interpretacje i inne by je zmieniły.”**

Ironia losu, jeśli problemem dla właściwego odbioru prozy Polaka w naszym kraju byłaby bariera językowa, nieprawdaż?  Czytając „Smugę cienia” nie męczyłam się co prawda, ale też nie odczuwałam zachwytu wywołanego kunsztem autora. Nad spontanicznym entuzjazmem będę musiała zatem jeszcze popracować, a tymczasem poprzestanę na kilku uwagach dotyczących samej książki.

„Smuga cienia” ukazuje się w roku 1916 i dedykowana jest „Borysowi i jego rówieśnikom, którzy w zaraniu swej młodości przekroczyli smugę cienia” czyli pokoleniu syna pisarza, które pod wpływem doświadczeń wojennych, musiało dojrzeć zbyt wcześnie i zbyt gwałtownie. W swoją ‚smugę cienia’ wkracza również powieściowy bohater-narrator, który nieoczekiwanie dla innych postaci, jak i dla siebie samego, awansuje dość niespodziewanie i obejmuje swoje pierwsze dowództwo na statku, który utracił swojego poprzedniego kapitana w dość niejasnych okolicznościach. Bo jeśli Conrad, to i morze; to dalekie, ciepłe, egzotyczne i tajemnicze. I nie jest ono tylko tłem, ale ważnym czynnikiem kreującym zdarzenia, określającym ludzi i ich relacje. Pisarz bowiem sprowadził marynistykę do uniwersalnego języka, zdolnego opowiadać o człowieku i jego skomplikowanej naturze.

Nowatorskie poczynania pisarza widoczne być mogą w nietypowej narracji, poprowadzonej równocześnie z dwóch perspektyw: bohatera młodego, relacjonującego teraźniejsze dla siebie zdarzenia oraz tego samego bohatera, ale już starszego, z dystansu wspominającego i oceniającego swoje dawne poczynania. To, co czyni ten zabieg zaskakującym, to wymieszanie obu perspektyw w zwartym i jednolitym tekście. Autor tak zgrabnie manewruje tym podwójnym spojrzeniem, że trudno chwilami wychwycić przejścia między tymi, zdawałoby się, tak różnymi ujęciami fabuły.

Książka oparta jest na autobiograficznych przeżyciach pisarza, choć wielu krytyków i recenzentów dopatrywało się w niej elementów nadprzyrodzonych. Dlaczego? Łatwo to sprawdzić czytając powieść. A dodam może, że sama miałabym takie ciągoty, gdyby nie kategoryczne i jednoznaczne odżegnywanie się Conrada od podobnej interpretacji tekstu, zawarte we wstępie do tej książki. Odrzucając zatem wszelkie fantastyczne wyjaśnienia, otrzymujemy niezwykłą historię o wkraczaniu w dorosłość, która oznacza dostrzeżenie swojej znikomości, niemocy, kruchości – otarcie się o nieubłagane fatum. W zetknięciu z żywiołami życia młodzieńcza naiwność i brawura muszą ustąpić miejsca sile ducha, wytrwałości i woli walki. Taki obraz dorosłości brzmi może dość surowo i dramatycznie, ale w pewnym wieku trudno jest nie zgodzić się z pisarzem.

Precyzyjny, sugestywny język, sprawnie zakreślone, wiarygodne portrety psychologiczne postaci, ciekawie ujęta problematyka natury ludzkiej, umiejętnie kreowana atmosfera, elegancki i subtelny humor – to są cechy wybitnego pisarstwa widoczne w tej prozie. Nie potrafię Conradowi nic zarzucić, oprócz tego, że mnie nadal nie porwał. A jestem gotowa i czekam.

* Barbara Wachowicz, Malwy na lewadach, Państwowe Wydawnictwo „Iskry”, 1972, s. 76

**Justyna Sobolewska, Lampart zamieniony w geparda, w: Polityka, nr 21 (2757), 22/05/2010, s. 60-62

Joseph Conrad, Smuga cienia, PIW, 1962

17 thoughts on “Joseph Conrad SMUGA CIENIA

  1. A ja, szczerze mówiąc, Conrada zwyczajnie nie lubię. Jasne, czytałam tylko dwie jego książki: „Lorda Jima” i zbiór opowiadań, ale w obu miałam wrażenie wydumania, taniego psychologizowania i nudy. Bez wstrętu przeczytałam chyba tylko opowiadanie „Pojedynek”, a i to głównie ze względu na porównywanie w trakcie lektury z filmem, który bardzo lubię.

    Jasne, że jestem po „Lordzie Jimie” uprzedzona. Przemęczyłam go tylko dlatego, że był lekturą, a ja tak strasznie nie znoszę książek o pierdołach (w sensie ciapowaci bohaterowie, a nie drobiazgi)… Także dla mnie porównywanie Conrada do Jamesa jest zdecydowanie nieporozumieniem.

    Ale miło, że każda książka i każdy pisarz znajdzie swojego amatora. :)

    • .::Ysabell::.
      Nie nazwałabym siebie w tym przypadku amatorem prozy Conrada – po prostu próbuję zrozumieć fenomen popularności jego książek na Zachodzie. A tam jest on nie tyle porównywany do James’a co stawiany na równi z nim bądź wyżej. Takiej nobilitacji nie dostępuje się przez zwykłą grzeczność ;)
      Ale rozumiem, że jego książki nie przemawiają do kogoś (sama nie czuję się przecież oczarowana). Co więcej, bardzo często spotykam się z takimi opiniami u polskich czytelników, więc to nie jest jakieś odosobnione stwierdzenie. I tym bardziej jestem zaskoczona, że jeden z największych pisarzy świata w swojej ojczyźnie jest tak niechętnie traktowany. Gdzie leży problem? Ktoś może czytał „Lorda Jima” w nowym przekładzie?

      • Ja czytałam w oryginale jakiś czas temu i bardzo mi się „Lord Jim” podobał. Chociaż miałam wiele do zarzucenia głównemu bohaterowi.
        Ale to i tak nic w porównaniu z „Heart of Darkness” (genialne) czy „Almayer’s Folly” (oczko niżej niż „Heart..”, powiedziałabym). ;)

  2. .::Kasjeusz::.
    Oj, oryginał – to jeszcze lepiej! Może faktycznie diabeł tkwi w… przekładach ;)
    „Jądra ciemności” nie czytałam jeszcze wcale i tak sobie myślę, czy nie zmobilizować sił wszystkich i nie spróbować przeczytać tekstu po angielsku. Szkoda byłoby sobie popsuć odbiór jego najbardziej cenionej książki kiepskim tłumaczeniem. Dziękuję za dobrą sugestię :)

    • Conrada czytam sobei powoli pzez ostatnie lata w tempie jednej książki na rok. Najbardziej podeszło mi „w oczach zachodu”,intensywne niemal jak Dostojewski

    • zdecydowanie w oryginale. jest piękne. mistrzostwo każdego zdania. precyzja i pozorna nonszalancja w jednym. dobór słów. melodia zdań. kołysanie:)
      polskiego przekladu nie znam, nie chcę być niesprawiedliwy ale już sam tytul zniechęca – z jednej strony poetyckie Heart of darkness z drugiej jądro ciemności – brzmi jakoś medyczno-humorystycznie.
      wielbicielem Conrada był Jerzy Kosiński – kolejny Polak piszący w języku przybranym. W jednej z książek Kosińskiego, bodajże w „Krokach” jest opowieść oparta na motywach Lorda Jima – ktoś popełnił czyn niezgodny z honorem i pokutuje za to przez całe życie. Kosiński opowiada stwoją historię na niecałych dwóch stronach:) Conrad jest jednak bardzo nierówny. Lord Jim jest jak dla mnie jedną wielką dłużyzną. Tajfun perełką. W oczach Zachodu – przydługim nudziarstwem. Natomiast heart of darkness diamentem. Najczęściej wznawiana nowela w języku angielskim.
      dużo jest o Conradzie i właśnie tej opowieści w książce Hochchilda Duch króla Leopolda, i w książce Svena Lindkvista „Wytępić całe to bydło” – bardzo zachęcam do obu.

      • Panie Tomaszu,
        Jądro ciemności przeczytałam w przekładzie Magdy Heydel i tym razem poczułam siłę prozy Conrada (wrażenia odnotowałam w notce na blogu). Dwa inne tłumaczenia z kolei nie zrobiły już takiego wrażenia. Zatem coś w tym jest, że Conrad potrzebuje nowych polskich przekładów, skoro szarobury czytelnik odczuwa różnice.
        Sam tytuł jest już pewnie nie do ruszenia – zbyt mocno wgryzł się w naszą kulturę :)

        Lektura Hochschilda trwa i nie ukrywam, że podyktowana jest wcześniejszym kontaktem z Conradem właśnie. Kontekst powstania i osadzenia fabuły Jądra nie jest może konieczny do zrozumienia uniwersalnej wymowy samego opowiadania, ale jednak ogłuszony tą prozą czytelnik znajdzie wiele wyjaśnień w „Duchu króla…”. Mentalność ludzi tamtej epoki, mechanizm kolonizacji, dysproporcja sił i hipokryzja duchowieństwa – Conrad i tak wiele wstydu oszczędził swoim współczesnym. Przynajmniej w samym Jądrze.

        Pozdrawiam

  3. .::Iza::.
    U mnie wygląda to podobnie – raz na kilka miesięcy sięgam po książkę Conrada. Optymalna dawka tej prozy może tak wygląda ;)
    „W oczach Zachodu” jeszcze nie czytałam, ale kojarzę, że ma to jakiś związek z Rosją (czy się mylę?) – nadawałoby się tym samym na wyzwanie rosyjskie, tylko że tego tytułu akurat nie posiadam na stanie.

    • Nadawałoby się spokojnie- bohaterowie to rosyjcy rewolucjoniści, ale ci sprzed 1905 jeszcze, w oczach Anglika (a to wszystko w oczach Conrada, który ostatecznie był przecież Polakiem).”Conradowski dylemat moralny” z gatunku tych cięższych, do tego sporo o funkcjonowaniu konspiracji w symbiozie z tajną policją.Ciekawe ile z tego jest do dziś aktualne.
      Podobno była dobrze odbierana przez Rosjan (choć w czasach komunistycznych oczywiście na indeksie)
      Przypomniałaś mi o książce, i nabrałam teraz ochoty na „Tajnego Agenta”.

  4. .::Iza::.
    Dziękuję za przybliżenie tematyki książki – spróbuję ją wyszperać w takim razie i dopisać do lektur wyzwaniowych. Taka grupowa akcja mnie bardziej mobilizuje, więc trzeba kuć żelazo póki gorące ;)

  5. Przyniosłam właśnie z biblioteki. Zmobilizowała mnie lektura „Domu z papieru”. Doszłam do wniosku, ze głupio nie znać książki. Czytałam kiedyś „Szaleństwo Almayera” i chyba nie było o pierdołach, bo wspominam dobrze.

    • .::Monotema::.
      U mnie również znajomość z Conradem rozpoczęła się od „Szaleństwa Almayera”. Widać autor utrafił z tytułem w polskie gusta ;)

  6. Zarowno „Szalenstwo” jak i „Lord Jim” zawieraja fragmenty prozy ktore naleza do najpiekniejszych kiedykolwiek napisanych po angielsku. Tlumaczenia na polski sa, niestety, dosc kiepskie. :(

    • Regnat,
      Muszę uwierzyć na słowo, ponieważ pewnie nigdy nie porwę się na Conrada w oryginale.
      „Lord Jim” dorobił się ostatnimi czasy nowego przekładu tak swoją drogą – może jest lepiej?

  7. Nikt nie jest prorokiem we wlasnym kraju. Polecam biografie Conrad’a piora Zdzislawa Najdera. Osobiscie czytam powiesci tego autora tylko po angielsku- i nie odkryje Ameryki mowiac, ze to trudna proza. Trudnosc polega na ciezkim stylu, nienaturalnej skladni, a wiec na tym, co w dobrym tlumaczeniu powinno byc zachowane. Uwielbiam ta literature i nie namawiajac nikogo innego do zachwytu ciesze sie, ze po tylu latach wzbudza emocje. Troche tylko smiesza mnie komentarze o wydumaniu, tanim psycholowaniu i nudzie- ale widocznie to ktos, kto lubi np Coelho….czyli z definicje taniego wyciskacza tanich emocji dla przecietnych ludzikow

  8. Sylela,
    Dziękuję za komentarz.
    Jesteśmy w Polsce niestety w większości skazani na łaskę i niełaskę translatorów w przypadku tego pisarza. A ile zależy od tłumacza przekonałam się choćby w przypadku „Jądra ciemności” tego autora.

    Nie sądzę, by brak zachwytu oznaczał od razu słabe obycie czytelnicze czy gorszy gust. Czasem pewne teksty nie zachwycają i już. Choć trudno im zarzucić braki w jakiejkolwiek sferze, to jednak nie docierają do czytelnika na poziomie emocjonalnym. I czy nie jest to paradoks w świecie tak wysoko ceniącym indywidualność, gdzie wymaga się powszechnego polubienia jednego wspólnego repertuaru ;)

    Pozdrawiam

  9. Najbardziej podobał mi się Tajfun. Uwielbiam historie o zmaganiu się człowieka z siłą żywiołu (tutaj: kapryśne morze i zatrważająca pogoda) bo w takich ekstremalnych sytuacjach ujawnia się prawdziwy charakter człowieka. To jak się zachowa, jak postąpi w sytuacji gdy musi wybierać np. dobro własne albo też drugiego człowieka, czy podejmie ryzyko, szczególnie gdy nie ma czasu na jakąkolwiek zwłokę, gdy jest silny stres, to kwestie niesłychanie istotne dla mnie. Lubię takie powieści psychologiczne. Z przyjemnością przeczytałem także Smugę cienia. Podobało mi się także Zwycięstwo i trochę Tajny agent. Lord Jim jednak nie przypadł mi do gustu. Zachęcony lekturą wymienionych na początku książek nabyłem w antykwariacie dzieła zebrane Conrada-Korzeniowskiego i zamierzam teraz zasiąść w wygodnej kanapie z kubkiem gorącej herbaty z miodem i oddać się przyjemności czytania :-) Lubię też oglądać filmy zrealizowane na podstawie książek i porównywać je ze sobą, a wiele powieści Conrada zostało już zekranizowane więc po lekturze czas na kino domowe :-)

Dodaj komentarz