A w maju
Zwykłem jeździć, szanowni panowie,
Na przedniej platformie tramwaju!
Miasto na wskroś mnie przeszywa!
Co się tam dzieje w mej głowie:
Pędy, zapędy, ognie, ogniwa,
Wesoło w czubie i w piętach,
A najweselej na skrętach!
Na skrętach – koliście
Zagarniam zachwytem ramienia,
A drzewa w porywie natchnienia
Szaleją wiosenną wonią,
Z radości pęka pąkowie,
Ulice na alarm dzwonią,
Maju, maju! – –
Tak to jadę na przedniej platformie tramwaju,
Wielce szanowni panowie!… *
***
Tramwajem Tuwima po Łodzi można będzie udać się na przejażdżkę dopiero 11 maja, w ramach obchodu Roku (u boku) Tuwima, zatem instrukcja obsługi takiej atrakcji wydaje się być nieodzownym dodatkiem. Na weekendową majówkę.
Innym dodatkiem może być książką Juliana Barnes’a „Poczucie kresu”. I będzie dla kogoś, kto zgłosi chęć otrzymania takiego egzemplarza (nowego, może troszkę kocią sierścią „umajonego”). Ale tym razem jestem w filozoficznym nastroju (iście majowym) i chciałabym zmusić Was do zwierzeń. Bardzo intymnych oczywiście.
Że książki są drogie – wiadomo, i że właśnie, i li tylko dlatego, Polacy tak mało czytają – wiadomo. Na przekór takiemu myśleniu chciałabym usłyszeć od Was o tytułach literackich, które kosztują dziś grosze, a stanowią lektury niedoścignione. Zapomniane lub zepchnięte na peryferia drapieżnego rynku perełki – nie tanie świecidełka. Polecajcie!
Zgłoszenia po książkę Barnes’a przyjmuję do niedzieli 12-go maja, do godziny 12-ej.
Koniecznie z wartościowym wartością niematerialną tropem literackim!
W razie konieczności nastąpi losowanie.
________________________________________________________________________
* Julian Tuwim, Do krytyków, w: Dzieła I, Wiersze, Czytelnik, 1955, s. 170
Myślę i myślę co Ci polecić i wszystko skłania mnie do tego, by nakłonić Cię do czytania książek Alberto Moravii. Najlepiej byś zaczęła jak ja, od „Pogardy”. Książkę można kupić dosłownie za kilka złotych na allegro, ale w moje ręce trafiła ona z wymiany. Pamiętam, że dziewczyna, która mi tą książkę wysyłała, pisała do mnie, że nie jest to powieść dla wszystkich, bo nie jest to książka łatwa ani lekka. I tu się z nią zgadzam, choć wydaje mi się, że tak jak ja uległabyś jej czarowi i pokochałabyś pisarstwo Alberto Moravii, takie bardzo intymne i ciasne. Gdybyś była zainteresowana przeczytaniem czegoś więcej o tej książce, zapraszam tutaj: http://zasiedzisko.blogspot.dk/2011/02/pogarda-alberto-moravii-dzieki-bogu.html
Paula,
Trafiłaś w mój gust i czas :) Moravię podczytuję od pewnego czasu, na razie w drobnych opowiadaniach. Jego utwory wydawane są od dawna u nas, często w malutkich niepozornych formatach. Łatwo je przegapić, a ceny mają po prostu śmiesznie niskie (stara seria Nike!). Podpisuję się więc pod Twoją rekomendacją dla tego autora. To znakomite lektury na każdą kieszeń. Zamiast pączka – książka :)
Napisz jeszcze proszę, czy Barnes Cię interesuje.
:))) Ja jak dotąd przeczytałam jeszcze jego „Nudę” (Alberto Moravii, znaczy się :P). Też bardzo dobra, choć „Pogarda” zrobiła na mnie większe wrażenie. Może dlatego, że była pierwsza??? Cieszę się, że się ze swoją rekomendacją wstrzeliłam w Twoje gusta:)
Barnes mnie bardzo interesuje i jeśli padnie na mnie i będę ją mogła od Ciebie otrzymać, będę w siódmym niebie. Nie czytałam jeszcze nic tego autora a przyznaję, że recenzje tej książki są bardzo zachęcające :)
„Nuda” miała swoje pięć minut chwały dzięki serii WAB-u. Pewnie zasłużenie zresztą, ale to już nie jest najtańsza oferta do spotkania z dobrym autorem :)
Hehe, o tak, z pewnością nie :) Ale zainteresowanym pozostają liczne tytuły wydane wcześniej, zwłaszcza we wspomnianej przez Ciebie serii Nike. A te są za grosze :)
Na mnie duże wrażenie zrobiła „Anna Nie”, którą kiedyś ktoś polecał na swoim blogu. Kupiłam na Allegro za 4 zł chyba, a książka bardzo mnie poruszyła (tu moje wypociny: http://ksiazkozaur.blogspot.com/2012/09/puste-kieszenie-pusty-zoadek-puste-serce.html ). Poza tym lubię bardzo serię KIK, a ona też w większości za grosze dostępna :)
A po książkę chętnie się zgłoszę, od dawna jestem ciekawa Barnesa :)
Książkozaur,
Bardzo ciekawie brzmi „Anna Nie”, a pewnie sama bym ją ominęła, bo estetycznie nie zachęca nawet do przekartkowania.
KIK-i wyszły z łask czytelniczych, to prawda. Mają problem w konkurencji z kolorowymi, lakierowanymi okładkami z wystaw księgarskich. Choć seria jest nierówna, to trafiają się prawdziwe cuda i rarytasy. Za symboliczne złotówki na tanich stolikach antykwarycznych, co, jak na ironię, wielu odstrasza – ludzie sądzą, że tania, starsza książka musi być gorsza. Jak ziemniak ;)
Ziemniaki też wolę stare :D
A ostatnio coraz chętniej sięgam po takie zniszczone i zapomniane książki, o których ciężko znaleźć jakąkolwiek opinię. Czasem się rozczarowuję, ale czasem spotyka mnie miłe zaskoczenie – a jaka satysfakcja, jak się odkryje coś, o czym nikt nie słyszał :) Zresztą stare książki nawet jak nie powalają, to mają w sobie jakiś urok. I nie ma wampirów ;)
Książkozaur,
W starszych książkach jest coś, o co czasem trudno w dzisiejszych wydawnictwach: bardzo solidna redakcja i korekta. Szkoda, że dziś chodzi tylko o ładną okładkę i szybkość premiery.
Nie da się ukryć niestety, choć ten temat akurat znam od podszewki i z jednej strony to wina wydawców (dają książkę wymagającą solidnej redakcji „do korekty” i płacą jak za korektę, czyli połowę tego, co powinni; oszczędzają na ilości korekt, bo kto tak naprawdę wie, gdzie powinny być przecinki? Nikt nie zauważy…), ale z drugiej strony to też wina samozwańczych korektorów, którzy są plagą na rynku: bo taka prosta i fajna robota, tylko literówki trzeba wyłapać i mniej więcej znać się na ortografii, można siedzieć w domu i zgarniać kasę za czytanie… A wydawca często nie umie rozpoznać, kto się rzeczywiście do tej roboty nadaje, a kto tylko tak twierdzi – więc bierze tego, kto zrobi taniej…
To się wyżaliłam :)
Niestety, efekty takich oszczędności widać coraz częściej. Sama nie jestem jakoś specjalnie wyczulona na drobne błędy (i z lenistwa, i z niewystarczającej wiedzy), ale czasem tekst trzeba czytać kilka razy, by zrozumieć, kto mówi lub jaki jest sens – ze względu na pomieszanie kwestii dialogowych lub przeoczone przecinki właśnie, od których zależy wymowa zdania (a nie tylko estetyka i poprawność).
Wolałabym jednak mniej nowości dostawać w roku, ale solidniej przygotowane do druku. Przynajmniej te celujące w czytelnika oczekującego nie tylko odskoczni obyczajowej (choć tutaj z kolei jest chyba w ogóle brak jakiejkolwiek redakcji, tnącej, skracającej, krytycznej i kierującej), ale obcowania z literaturą trochę wyższych lotów.
Swoją drogą zawsze się zastanawiałam gdzie kończy się praca redaktora, a zaczyna korektora, kto sprawdza tłumacza i gdzie kończy się ingerencja wydawcy. Powinnaś o tym pisać u siebie – ludzie czytający są ciekawi, jak wygląda szykowanie książki od kuchni. A jak wyglądać powinno ;)
Tłumacza to w praktyce chyba niestety nikt nie sprawdza… W większości przypadków upraszcza się cały proces do granic możliwości, całość nazywa „korektą”, bo tak najtaniej, a autorzy są coraz mądrzejsi i coraz bardziej przywiązani do każdego przecinka… Pomyślę, może kiedyś faktycznie coś skrobnę :)
Koniecznie, to naprawdę ciekawe, bo często pewnie niewłaściwych ludzi winimy.
Cięcie kosztów na etapie redakcji podejrzewałam już od dawna. Pamiętam fragmenty książki Musierowicz „Tym razem serio”, gdzie wspominała o tym, jak „Szóstą klepkę” pisała kilka razy od nowa, zanim panie redaktorki były zadowolone z efektu. I wyszedł klasyk młodzieżowy, więc czuwał ktoś z głową nad panią Małgorzatą.
Z kolei dzisiejsza literatura popularno-obyczajowa, mam wrażenie że głównie polskich autorów, to w dużej mierze bełkot. Nikt tego chyba nie sprawdza, nie dręczy autorów uwagami, nie eliminuje najgorszych popisów grafomaństwa. A przecież to spory rynek, takie czytadła dla każdego: od sensacji po romanse i sagi fantasy. Anglicy, Amerykanie, Niemcy i inni korzystają pewnie na tym bardzo (na naszym rynku), bo ich wtórne i przewidywalne teksty często po prostu lepiej się czyta, bez wnikania w szczegóły o poziom i treść :)
Niech będzie „Lewa ręka ciemności” Le Guin. W szale kupowania na allegro (kiedyś tak miewałam) wzięłam ją przy okazji, chyba za 7zł i jak tylko zaczęłam czytać (czyli od razu, gdy ją dostałam – kiedyś tak miewałam, o piękne to były czasy!) pokochałam autorkę. A książka jest fascynująco złożona i bogata pod względem fabuły.
Weź mnie pod uwagę przy wyborze :]
Kornwalia,
Mój egzemplarz Le Guin – kupiony również jako dodatek – kosztował całe 2,50pln! :)
Ja polecam ” Od zmroku do świtu” Sad Zuli.
Kupiłam za 2 zł w przypadkowym antykwariacie, aby mieć coś do czytania w autobusie.
Był to bardzo dobry zakup:)
Są to wspomnienia autorki, która od trzynastego roku życia pracowała jako służąca w dobrych domach, a okres okupacji spędziła na robotach w Niemczech. Poruszająca, ale napisana z humorem:)
Katarzyno,
Autorka brzmi egzotycznie, a to polska pozycja :) I to trudna do zdobycia – miałaś szczęście. Również trafiając tak w ciemno z lekturą na drogę.
Najtaniej to chyba pójść do biblioteki i wypożyczyć sobie Atwood, Carter albo KIK’a ;) Barnesa mam, wtrącam się tylko, bo temat ciekawy.
Buksy,
Z bibliotekami różnie teraz bywa: te starsze pozycje wyprzedają na wagę lub oddają co łaska, by miejsce zrobić. I zastępują je popularnymi tytułami ulubionych gatunków swoich klientów: thriller, paranormal lub romans. Za to biblioteka jako kiermasz taniej dobrej książki – TAK :)
Bardzo polecam książkę G. Orwella – Rok 1984. Na allegro można ją nabyć za nico ponad 8 zł. Jest naprawdę wciągająca i zadziwiająca. Kiedyś przez nią miałam koszmary….
Aneta,
Orwell to chyba nadal lektura, a te wydaje się u nas w sporych nakładach, więc i ceny są niższe. Na szczęście, bo są wśród nich prawdziwe perełki :)
Nie miałam pojęcia, że to kiedykolwiek było lekturą.
Chęć zgłaszam. I polecam, co poniżej:
Za grosze kupiona, a konkretnie za złotówkę na bibliotecznym kiermaszu (uwielbiam te imprezy) – „Uśmiech Afrodyty” Petera Greena. Mam pisać, o czym? A może recenzja wystarczy do zapoznania się z tą pięknie napisaną, zbeletryzowaną biografią? Bardzo polecam, chociaż nie wiem, jakie są realne możliwości zdobycia tejże powieści. Tu jest: http://danutinka.blogspot.com/2013/04/przez-szelmostwa-afrodyty-dzisiaj-gine.html
Nutinka,
Beletryzowana biografia Safony – no proszę! Ciekawy trop i dowód na to, że niedrogie i niepozorne książki kryją wiele niespodzianek. Dziękuję :)
Dobrze, że zamiesciłąś przypominaję, bo nnie zauważyłam kokursu przez majówkę, a Barnes by się przydał na klub dyskusyjnyPPPP
Co do meritum: teraz podczytuję sobie Karafkę La fontaine’a (o pisaniu i pisarzach) Wańkowicza. Cudowna książka, a pojedyncze tomy na allegro chodzą od 1 zł.
Oprócz tego polecę jeszcze 3 książki Cata Mackiewicza. Ma podobny do Wańkowicza gawędziarski styl i tez jest trochę egomaniakiem.
„Odeszli w zmierzch” – zebrane teksty o pisarzach. Najwięcej o Sienkiewiczu i Tołstoju, ale jest też pochlebna nota o Magdalenie Samozwaniec.
„Był bal” historia XIX wieku z perspektywy anglofoba.
„Herezje i prawdy” – to dla odmiany publicystyka historycznana temat średniowiecza. „Zagramianicznego” i polskiego.
Tu recenzja bazyla: http://bazyl3.blogspot.com/2010/02/herezje-i-prawdy-stanisaw-cat.html
Iza,
Mackiewicz zdecydowanie okupuje szarą strefę, a dawniej chyba nie wypadało nie znać, choćby w celach polemicznych, jego tekstów. Będzie czytany :)
Chętnie wezmę udział w konkursie:)
Polecam książkę, którą można zakupić za 8-10zł – powieść „My”, autorstwa rosyjskiego pisarza Eugeniusza Zamiatina. Jest to antyutopia z elementami satyry napisana w 1920 roku . Akcja rozgrywa się w dalekiej przyszłości (w przybliżeniu XXX wieku), w Państwie Jedynym, które totalitarnie kontroluje jednostki. Opowieść o tym, że nie da się stłumić prawdziwej natury człowieka i jego dążenia do indywidualizmu. Jej przesłanie ma wymiar uniwersalny.
Dodatkowo fabuła jest bardzo wciągająca, czyta się jednym tchem:)
Luka Li,
Od razu mam tutaj skojarzenia z Orwellem, a może i Huxleyem. Nie przepadam za antyutopiami, ale radziecki działacz w takim ujęciu – bardzo ciekawa rzecz.
Proponuję „Lamparta” di Lampedusy. Stare tłumaczenie można kupić za kilka złotych, m.in. w serii KIK. Właśnie skończyłam czytać tę powieść po raz drugi, może niedługo coś o niej napiszę, w każdym razie bardzo mi się spodobała, nawet opisy przyrody, przy których zwykle ziewam:).
Elenoir,
A nie ciekawi Cię nowy przekład? Wiem, że ten jest droższy, ale to już poza konkursem pytanie ;) Jestem ciekawa różnic, a mało kto czyta po raz wtóry ten tytuł – przynajmniej nikt się nie przyznaje do powtórek.
Jasne, że ciekawi. Zwłaszcza, że podobno „Gepard” jest lepszy niż „Lampart”, a skoro tak, to musi być wart tej ceny. Chociaż przypuszczam, że i tak najlepiej wypada po włosku. Oglądałam film Viscontiego z dialogami w tym właśnie języku i, jakby to ująć, historia rodu Salina traci wtedy na uniwersalności, ale ileż zyskuje dodatkowego uroku…
Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie miałaś okazji porównać obu wersji i, wbrew reklamie nowego przekładu, Lampart nie wypadł lepiej, skoro do niego wracasz.
Istnienie filmu jakoś przeoczyłam, ale w takim razie poszukam. Dzięki :)
Cóż.. Zacznijmy od tego że klasyków nie czytam, nie wiem czemu, nie wiem jak – ale tak po prostu jest. Mogę ci polecić nowości z przed roku, na które polowałam a teraz znajduje w outletach :D Jest to np. „Eve”, „Ciepłe ciała”/”Wiecznie Martwy”, „Odcień fioletu”, „Zostań”, czy „Pomiędzy” – wszystkie te książki zakupiłam do swojego zbioru po 8 zł – kompletnie nowe, bez błędów drukarskich, plam, czy uszkodzeń ^^. Co do bibliotek, to jestem stałą bywalczynią jednak dzisiaj jak tam wchodzę i wodzę palcem po okładkach to jest: mam, mam, czytałam, mam, pożyczyłam, czytałam, czytałam, ło matko! Kto by to czytał…. Czytałam, czytałam… Wszystkie książki warte uwagi już mam za sobą! :D
Mail: my.books.1220@gmail.com
Banner: Wstawiony
http://my-books-1220.blogspot.com/
/ Queen Dee
(Jeśli w konkursie 2 razy pojawił się ten mail, oznacza to że brała w nim udział SMF – współzałożycielka)
MyBooks,
Szkoda tak lekko odrzucać klasyków. Potrafią zaskakiwać przystępnością :)
Książką, którą ostatnio widziałam na allegro za niecałe 8 zł jest „Cień wiatru” Zafona. Czytałam te książkę już jakiś czas temu i jest naprawdę godna polecenia. Nie mogłam się od niej oderwać. Ma wszystko, co trzeba – tajemnice z przeszłości, romans, cudowny klimat… Po prostu cudowna!
PS Zgłaszam się również po „Poczucie kresu” :)
Pozdrawiam :)
Nie wiem, czy trzeba, ale na wszelki wypadek podam jeszcze email: julie08642@gmail.com :)
Julie,
Osobiście Zafona nie zaliczam do wartych uwagi, ale to prawda, że coraz częściej pojawia się na stoiskach taniej książki.