Hubert Klimko-Dobrzaniecki BORNHOLM, BORNHOLM

Żaden człowiek nie jest samoistną wyspą (…)*

 

Wszystkim nieufnie zerkającym w stronę współczesnej literatury polskiej, a także tym po niefortunnych z nią przejściach, którym wydaje się, że rodzime pisarstwo nie ma obecnie nic ciekawego do zaoferowania czy też stanowi zaledwie prowincję kulturalnej Europy, warto podsunąć prozę Huberta Klimko-Dobrzanieckiego. Bowiem jego książki stanowić mogą niezwykle skuteczne antidotum na literackie wstręty i obawy. To wyśmienita proza urodzonego gawędziarza, prawdziwego zaklinacza słów, który z najdrobniejszej iskry codzienności potrafi wykrzesać zajmujące historie o ludziach i świecie oraz – co zawsze ciekawsze – o świecie w ludziach.

Na powieść „Bornholm, Bornholm” składają się równolegle poprowadzone historie z życia dwóch mężczyzn. Krótkie, nie pozwalające się rozpędzić fabule fragmenty przeplatają się wzajemnie, raz po raz wchodząc sobie w paradę, spychając poprzednika ze sceny, a jednak za każdym razem na nowo rozniecając ciekawość aktualnie toczącymi się zdarzeniami. Wystarczy zaufać autorowi, zaniechać podczytywania streszczeń treści umieszczanych tu i ówdzie, a już pierwsze strony książki spełnią obietnicę udanej podróży: płynna fraza tekstu niezauważenie poniesie nas na głębokie wody, narracyjna niejednoznaczność przykuje uwagę, a rytm naprzemiennych opowieści nie pozwoli na jakiekolwiek znużenie. Klimko-Dobrzaniecki samą tylko konstrukcją książki umiejętnie zbudował napięcie, kreując zagadkę splecioną z niepozornych nici przeznaczenia i szarej codzienności. Bez kwieciście potoczystych zdań, za to niezwykle oszczędnie i rzeczowo, autor ani na chwilę nie traci literackiego wyczucia słowa. Takie książki czytają się same.

„Bornholm, Bornholm” nie jest tylko ozdobną szatą formy i stylu. Pisarz odsłonił w powieści świat męskich potrzeb, lęków i frustracji. Jego postacie to w gruncie rzeczy antybohaterowie, którzy mocują się z losem, z kobietami, z własnym niespełnieniem, porażkami i słabościami. Są przy tym niezwykle cieleśni – w tekście nie brak erotyki czy bezceremonialnego traktowania ludzkiej fizjologii. Spojrzenie na swoje życie z bliska, zmierzenie się z sobą samym przynosi rozczarowanie i poczucie krzywdy. Czy rzeczywiście wszystkiemu winne są kobiety: zaborcze, dominujące, nadopiekuńcze, oziębłe – te nieczułe tyranki? Autor zanurza nas w ten męski świat, gdzie brutalne zdarzenia i słowa zdają się usprawiedliwione i zasłużenie wymierzone w winowajców. Niepokojąca jest moc dobrej literatury, kiedy tracimy rozeznanie, zapominamy o własnych przekonaniach, a granice między ofiarami i ich katami zacierają się. „Bornholm, Bornholm” traktuje przecież nie tylko o poszukiwaniu tożsamości, zrozumienia czy miłości (niekoniecznie duchowej!) – wojna ukazana z perspektywy prywatnego życia niemieckich cywilów jest bardzo rzadkim zjawiskiem w polskiej literaturze. Brak jednoznacznych ocen i osądów stanowi o wartości tej prozy.

Podobnie jak w przypadku wcześniejszych książek tego autora, uważny czytelnik wychwyci elementy autobiograficzne w powieści. Klimko-Dobrzaniecki ma naprawdę niemały zapas barwnych doświadczeń w zanadrzu. Jego obrazy londyńskiej emigracji, życia na wyspie czy toksycznych relacji rodzicielskich są mocno osadzone w realiach. Choć na szczęście nie brak mu dystansu i ironii do tych, czasem również gorzkich, wspomnień. Tej ostatniej może jest trochę za mało tym razem – groteskowy posmak „Rzeczy pierwszych” udowodnił niezbicie talent pisarza w tym względzie.

Nie przypadkiem Hubert Klimko-Dobrzaniecki zewsząd zbiera tak liczne pochwały i wysokie oceny swojego pisarstwa. Kolejna książka w jego dorobku tylko potwierdza klasę tego autora. Jest to bowiem Literatura Piękna w najlepszym wydaniu.

 

*John Donne

Hubert Klimko-Dobrzaniecki, Bornholm, Bornholm, SIW Znak, 2011

 

***

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości  SIW Znak

23 thoughts on “Hubert Klimko-Dobrzaniecki BORNHOLM, BORNHOLM

  1. „rodzime pisarstwo nie ma obecnie nic ciekawego do zaoferowania czy też stanowi zaledwie prowincję kulturalnej Europy”
    jakbyś mnie słyszała i cytowała. tak właśnie myślę, niestety. smutne to, ale chcę mieć inne zdanie na ten temat, dlatego zapoluję na tego autora:)

    • .::Mr lupa::.
      Miło mi gościć :)

      Jeszcze rok temu sama stałam po „tamtej” stronie barykady i stąd zapewne moja świadomość takich obaw. Dość powszechnych jak sądzę. Ale miałam szczęście trafić na „Rzeczy pierwsze” Klimko-Dobrzanieckiego. To naprawdę warta uwagi literatura – nie „dobra bo polska”, ale bardzo dobra i na dodatek polska ;)

    • .::Pandorcia::.
      Trzeba raz dobrze trafić i wiara powraca ;) Książki tego pisarza biorę już w ciemno, więc zachęcam sięgnąć po dowolny jego tytuł.

  2. Też uważam, że „Bornholm, Bornholm” to naprawdę świetna książka. Na szczęście nie mam oporów przed sięganiem po polską literaturę. Myślę, że mogłoby mnie wtedy ominąć wiele ciekawych tytułów. ;) Poza „Bornholm, Bornholm” nie czytałam nic Klimko-Dobrzanieckiego, ale tą powieścią pokazał, że potrafi tworzyć prozę z najwyższej półki.

    Właśnie wysłałam Ci e-maila z adresem. Przepraszam, że dopiero teraz. :)

    • .::Ultramaryna::.
      Każde uprzedzenie nas czegoś pozbawia, to fakt. Ale też takie opory nie biorą się znikąd – o przykre doświadczenia z polską literaturą niestety nietrudno.

  3. To już któraś pozytywna recenzja tej książki, mnie już zachęciła pierwsza – padmy i od tego czasu ten tytuł mam w schowku. No, a oczekiwania rosną jak tam czytam każdą kolejną osobę ;)

    • .::Kornwalia::.
      Zakrojona na tak szeroką skalę promocja tej książki pewnie w końcu wyniesie autora do czołówki polskiej sceny literackiej w świadomości czytelników (tak było z Dehnelem swego czasu). Ale na szczęście w pełni zasłużenie :) I warto sięgnąć również po jego wcześniejsze tytuły – sama poszukuję bezskutecznie jednej z wcześniejszych książek autora: „Dom Róży. Krysuvik”. Nakład wyczerpany, nadziei brak.

        • .::Małgorzato::.
          Witaj serdecznie – dawno dawno się nie odzywałaś :)

          Przyjdzie się pewnie kiedyś przeprosić z bibliotekami, spisać grzecznie listę ‚wyczerpanych’ i nawiedzić to miejsce czytelniczej rozpusty ;) Ale ja wciąż wierzę, że dobre rzeczy będą wznawiane. I nie będę musiała rozstawać się po zakończonej lekturze z książką.
          Dedalusa już sprawdziłam – brak czegokolwiek Klimko-Dobrzanieckiego. Prawdopodobnie to efekt sukcesu nowej książki. Może na aukcjach jeszcze coś wypłynie. Ja mam czas, ja poczekam :)

          • Czytam, śledzę WAS -te blogi co mam u siebie ale póki co nie komentuję{no dobrze, nie zawsze}. Jak w końcu zacznę pisać u siebie i w Netce to chyba jakieś święto będzie! Klimko w Dedalusie był i to nawet można było dostać 3 jego książki! Dom Róży/Krysuvik mam z biblio. Wiedziałam, że koncept na wydanie był/jest oryginalny. Cała praca podzielona jest na 2 części i dwu okładkowa. Takie 2 w jednym. Kończysz Krysuvik i musisz odwrócić książkę do góry nogami aby czytać Dom Róży. Podobnie jak zaczynasz od tego drugiego tytułu! Dobrzaniecki już od wspomnianego tytułu radził sobie dobrze na polskim rynku wydawniczym a pozycję ugruntowały Rzeczy pierwsze. Dobrze mu idzie.
            Czytałaśhttp://wyborcza.pl/1,76842,7099457,Szacun_dla_ksiedza.html ?
            Co do książek na własność – ja mam podobnie ale z miejscem na nie problem{chyba, że sąsiedzi dobrowolnie oddadzą mi swoje mieszkanie tylko na knigi} no i kasa nie rozmnaża się przez pączkowanie ale b. lubię i cenię dobrze zaopatrzone mimo redukcji środków warszawskie biblioteki! Co do wznowień, też żywię taką nadzieję, że sukcesywnie pewne pozycje zostaną przywrócone czytelnikom!

  4. Zacznij pisać, zacznij :)

    Podobnie wydana jest książka Pavić-a w takim razie. Z jednej strony „Niewidzialne lustro”, a z drugiej „Kolorowy chleb”. Pojęcia nie mam tylko, w czym tkwi istota tego rozwiązania. Może po lekturze coś się wyjaśni?

    Wiesz, ja „Rzeczy pierwsze” dojrzałam tylko u Zosik swego czasu. Nie było wówczas chyba tak masowej promocji wydawnictw na blogach też. Krytyka doceniła jego prozę już dawno, to fakt, ale w powszechnej świadomości czytelniczej nie bardzo jeszcze istniał. Na allegro jego książki chodziły po kilka złotych, a i tak chętnych nie było. Za to teraz – starsze tytuły zniknęły, a „Bornholm…” kupowany jest bez kuszących promocji. Moim zdaniem sukces komercyjny autora dopiero nadszedł. Ale zasłużenie – nie wypominam mu! ;) Tylko, gdzie ja teraz te tanie starsze tytuły znajdę?! Może zresztą na fali tej popularności opłacalne staną się wznowienia? Oby.

    Miejsce na książki to zmora. Do większych zamówień powinni dorzucać angielską rezydencję z osobną biblioteką gratis ;))

  5. „Dom Róży” jest naprawdę bardzo dobry, ja jak na razie czytałam tylko to, ale już ta pierwsza jego proza mnie zachęciła. na pewno sięgnę po więcej. „Dom Róży” widziałam ostatnio, zimą, w składzie tanich książek, i w warszawie, i w krakowie, więc jest jeszcze do dostania. na pewno warto polować!

    • .::Patek::.
      Również pamiętam, że niegdyś były i to tanio – stąd wydawało mi się za każdym razem, że zdążę z zakupem – obecnie jednak nadaremnie szukać. Choć warto na pewno się rozglądać. Kto nabył wcześniej – szczęściarz! :)

  6. Warto się przejść do Dedalusa stacjonarnego, oferta moim zdaniem szersza.
    No i co ja mam zrobić, miałam nie dotykać się do „Bornholmu”? Ani w ogóle huberta Klimko- Cośtam. A tu mi zburzyłaś mój świat pisząc, że to literatura piękna i strawna…

    • .::Iza::.
      Jestem skazana na ich internetową sprzedaż – brak stacjonarnych dedalusów w okolicy niestety. I naprawdę obawiam się, że sporo książek autora wyprzedano teraz na fali popularności jego najnowszego tytułu.

      Iza, dotknij sobie Huberta Klimko-Cośtam, dotknij ;) Autor posiadł zdolność łączenia prostoty z literacką jakością. Minimum środków – maksimum efektu. Niewielu z tak pełnym przekonaniem mogę polecić.

      • Że też bezczelne Dedalusy omijają tak ważny ośrodek czytelnictwa:(.
        Nie dość, że Ty polecasz, to jeszcze młoda pisarka dziś też wysmażyła pean. Zostałam chyab postawiona pod scianą:).

        • Iza, opór jest bezcelowy ;)
          Zresztą, po pierwszym kontakcie z prozą autora, sama rozpoczniesz kampanię promocyjną jego dorobku. Ale nie uprzedzajmy faktów :)

  7. Prawdą jest to, że Dedalus stacjonarny ma znacznie bogatszy asortyment w porównaniu z ofertą netową{tak jest np. w Wawie}. Kupiłam całkiem sporo książek których nie było na stronce. Od siebie polecam księgarnię warszawa -mają filie w paru miastach w PL. Opłaca się -od 2 lat tylko tam kupuję. W grudniu na albumach o malarstwie zaoszczędziłam 40zł Opłaca się. Czasem są opóźnienia w pojawianiu się nowości ale warto poczekać. Ceny wciąż konkurencyjne!
    http://www.ksiegarniawarszawa.pl/

Dodaj odpowiedź do Małgorzata Anuluj pisanie odpowiedzi